Mój pierwszy raz w przestworzach

Długo nad tym myślałam, w sumie prawie rok zastanawiania się, czy jednak zdecydować się na drona. Osobiście boje się latać samolotami, nigdy nie leciałam i odczuwam ogromny strach przed przestrzenią. Wiem, że latanie dronem to coś innego, ale perspektywa możliwości podbijania chmur była od dłuższego czasu dla mnie fascynująca. Z zapartym tchem oglądam te wszystkie piękne video pokazujące Polskę i świat z chmur – obrazy, których na co dzień można nie dostrzec.

Już w październiku podjęłam pierwszą próbę. Wybrałam się do salonu DJI w Poznaniu i uznałam, biorę Marvica Pro. Obejrzałam, pomyślałam i uznałam – kurcze, a może jednak nie, może jednak lepiej zainwestować w obiektyw do lustrzanki i nauczyć się robić lepsze zdjęcia z „dołu”? Przecież musiałabym zrobić kurs, wszędzie tym nie polatam, no i oczywiście ustawa, która mówi, że drony ponad 600 g nie mogą latać we wszystkich strefach. Zniechęciłam się skutecznie i na dłuższy czas westchnienia do przestworzy zeszły na dalszy plan.

W styczniu poczułam, że to ten moment – chce to zrobić i chcę latać. Dużo czasu poświęcałam na czytanie opinii, recenzji i oglądanie video na temat pilotowania, robienia zdjęć oraz porównań sprzętów. Napisałam do kilku znajomych posiadających różne drony w celu zasięgnięcia opinii. Przyszedł moment, że ponownie zdecydowałam się na „Pro”, jednak znów zrobiłam sobie listę za i przeciw. Znów przeciw wygrywało.

Przyszedł jednak ten moment, kiedy na rynku pojawił się Marvic Air i zaczęłam myśleć jeszcze poważniej nad tym.

1 marca podjęłam ostateczną decyzję – teraz albo nigdy. Więcej już nie wymyślę, a kolejne odkładanie w czasie chyba już nie ma sensu. Doszłam więc do wniosku, że albo kupię tego drona, albo więcej do tematu już nie wracam. Zadałam ostatnie pytania i poszłam.

Wybrałam wersję podstawową, bo zamierzam na razie się uczyć. Kolor oczywiście biały.

Szkoda, że nie nagrałam swojej miny, kiedy wychodziłam z salonu DJI. Wyglądałam niczym dziecko, które właśnie pod choinkę dostało wymarzoną zabawkę. Szkoda, że w ten dzień na zewnątrz panowało -14 stopni, a wracając było już ciemno. No cóż.. pierwsze loty musiały poczekać.

Jednak niezbyt długo. Tego samego dnia, wieczorem, odpakowałam „moje dziecko”, skonfigurowałam i usłyszałam pierwszy dźwięk silnika w moim mieszkaniu. Ruszyłam. Mimo, że jednym z pierwszych manewrów było przytulenie ściany, to emocje były niesamowite!

Dwa dni później pakowałam już drona i jechałam w drogę prosto do Jastrzębia, by móc porobić kilka zdjęć na świeżym powietrzu. Marzenie zrealizowane, a pierwsze zdjęcia przesyłam niżej.

I tak właśnie wyglądał mój pierwszy raz w przestworzach. Pełen emocji, obaw i jednocześnie niesamowitej zabawy!

No Comments

Leave a Comment