Kiedy dowiedziałam się, że kręcą film o świecie bez zespołu The Beatles uznałam, że koniecznie muszą to zobaczyć. Taka legenda, że trudno wyobrazić sobie rzeczywistość bez piosenek, które znają już co najmniej 3 pokolenia. Długo nie czekałam i… poszłam do kina.
To nie będzie długi materiał…
Moja recenzja Yesterday – meh, meh, meeeh… mocne 4/10, no chyba, że jesteś fanką/fanem Eda Sheerana. Straszna klapa. 4 daję za muzykę, bo miałam ochotę na taki klimat, ale poza tym? Meh po raz 4 w tak krótkiej recenzji.
Teraz spojler – nie kumam wstawki z Lennonem, ani tego o kim był ten film. Raczej wersja promocyjna Eda. To nie jest tak, że go nie lubię bo „Galway girl” jest spoko, no ale nie na to poszłam… Pierwszą rzeczą, którą sprawdziłam po wyjściu z kina było to, czy nie pomyliłam sali i była to jednak jakaś produkcja Disney’a. Btw, Król Lew zapowiada się ciekawie. Trochę bajka dla nastolatek szukających miłości w trudnym świecie nawet będąc nieidealnym. Tu miało być chyba o The Beatles, no ale…
Na koniec kilka słów o samym Multikinie. Lubię tam chodzić – pusto, wygodne fotele, można odpocząć. Ale… dźwięk reklam był tak źle wyważony, że niektóre raziły rykiem. Operatorowi kilka razy uciekł obraz ucinając napisy i pierwszą minutę filmu.
Chcesz zobaczyć film? W zwiastunie znajdziesz 100% fajnych scen, a jeśli chcesz wiedzieć, jak się zakończy to:
- uczciwość się opłaca,
- każdy film ma szczęśliwe zakończenie, a miłość wszystko zwycięży.
A na koniec „Hey Dude”? seriously
No Comments