Marsz Równości w Katowicach – niesamowite wydarzenie, wiele radości i życzliwości. Bez podziałów politycznych, rasowych – wszyscy razem z uśmiechem i wesołymi melodiami. Kontrmanifestacje nie mają szans przy takiej skali. Dziś Katowice pokazały otwartość i akceptację, której często brakuje w świecie.
Nic dziwnego – kto, jak kto, ale Ślązacy mają wiele do powiedzenia w kontekście dyskryminacji i braku zrozumienia. Sami wciąż walczymy o nasze prawa do uznania mniejszości, języka i kultury.
Dziś nikogo nie obchodziło czy:
- jesteś hetero, homo czy biseksualną osobą, czy utożsamiasz się z LGBT+,
- jesteś transseksualną osobą,
- żydem, czarnoskórym,
- osobą z niepełnosprawnością,
- katolikiem, a może ateistą, buddystą, ewangelikiem
- Polką/Polakiem, a może jednak Ślązakiem/Ślązaczką.
Liczyło się jedno – czy jesteś dobrym człowiekiem i czy szanujesz innych ludzi.
Akceptacja – to coś czego uczy Marsz Równości. Akceptacji drugiego człowieka bez względu na orientację, wyznanie czy pochodzenie. Uczy też akceptacji samej/samego siebie – swoich wad, słabości i problemów. Wszyscy jesteśmy różni, ale jednakowo ważni. Świat pełen miłości zawsze będzie lepszy niż ten ze złością i nienawiścią.
Wiele osób mówi, że łatwiej będzie akceptować jeśli przestaniemy wychodzić na ulicę i przestaniemy być atencyjni, osoby z mniejszości schowają się w domach i nie będą się afiszować. To nie jest rozwiązanie! Wychodzimy, bo chcemy pokazać, że jesteśmy tacy sami.
I co ciekawe – to mój kolejny marsz, kolejna akcja dla LGBT+ i wiecie co? Nadal jestem heteroseksualna. To nie jest zaraźliwe. Jedyną zarazą jest ta cholerna dobra energia płynąca od ludzi spotykających się w jednym celu – manifestacji różnorodności, która jest pięknem.
Spodziewam się negatywnych komentarzy – może lepiej zamiast siać hejt chociaż raz przemyśl, czy warto i czy nienawiść daje Ci coś dobrego.
No Comments