Ahoj, Praha. Co se děje?

Spędziłam weekend w Pradze. Całe życie miałam niezwykle blisko do tej europejskiej stolicy, a nigdy wcześniej nie miałam okazji się w niej pojawić, mimo że często była obiektem mojego podróżniczego zainteresowania.  Pragę zamieszkuje zaledwie 1 mln mieszkańców, a poruszając się uliczkami miało się wrażenie, że jest „gęściej” niż w Warszawie. To jednak nie zabrało uroku tego miejsca.

To jednak bardzo małe miasto. Uświadomiłam to sobie podczas obiadu w jednej z klimatycznych, tradycyjnych knajpek na starym rynku. Dosłownie wychodząc z toalety wpadłam na… moich nauczycieli z liceum! Kto by pomyślał, że zdarzy mi się takie miłe spotkanie. Po latach, w obcym mieście na wycieczce. Niezwykle poruszyła mnie ta sytuacja i po raz kolejny sprawiła, że potwierdziłam sobie fakt, że świat jest niezwykle mały!

Najbardziej spodobała mi się bardzo jednolita i spójna architektura. Kamienice, uliczki i niezwykły klimat to zdecydowanie charakterystyczne cechy tego miasta.

Co ciekawe wyjazd nie był przypadkowym momentem braku pomysłu na siebie na weekend, a wyjazdem integracyjnym z pracy. W piątek wyjechaliśmy do Świeradowa Zdroju, gdzie spędziliśmy noc w SPA, a następnego dnia wyruszyliśmy na tę zagraniczną wycieczkę. W Czechach jest jak w Polsce. W wielu miejscach dogadasz się po polsku – nie potrzeba ani znajomości angielskiego ani czeskiego. Nasze języki są bardzo zbliżone i obydwie narodowości potrafią się z sobą dobrze porozumieć.

Oprócz standardowego zwiedzania nasza Vercomowa ekipa zagrała w grę miejską dzięki czemu mogliśmy odkryć więcej w mieście i odwiedzić nietypowe zakątki.

Mimo, że bardzo broniłam się przed wyjazdem – mój nastrój nie do końca pozwalał mi na dobrą zabawę, niezwykle cieszę się, że zdecydowałam się na ten wyjazd. Do Pragi zdecydowanie powrócę, by zrobić kilka kilometrów na piechotkę tymi uliczkami. Zarówno za dnia jak i nocą mnie oczarowała. Chociaż… wciąż bardziej lubię Wiedeń. Może to kwestia zwiedzania. W grupie niewiele można samodzielnie odwiedzić. Czasem jednak warto odłączyć się od drużyny, by chwycić kadry takie jak ten.

Na szczęście nie tylko ten był wyjątkowy…. Bardzo się cieszę, że zabrałam z sobą Nikona! To była jedna z lepszych decyzji. Co ważniejsze – dzięki temu, że nieoficjalnie zostałam gurowym fotografem (mimo najczęstszych zgubień samej siebie). Takie działanie ma wiele zalet – możesz pstrykać piękno tego co jest dookoła i nie martwić się, że ktoś zrobi Ci dziwne zdjęcie z zaskoczenia! 🙂 Tym razem miałam nad tym działaniem władzę.

Cierpię ostatnio na wielki brak czasu. W kolejce czeka wiele podsumowań i refleksji, a także zdjęć, jednak wrzesień był zbyt intensywny i dał mi za dużo wyzwań. W tym miesiącu będę się starała nadrobić trochę moich zaległości.

Ps. z Pragi mam ponad 600 zdjęć – myślę, że co najmniej jeden wpis jeszcze mi się uda ogarnąć. 🙂

1 Comment

  • Patryk Tarachoń 10 października 2018 at 23:07

    Przepiękne zdjęcia. Widać oko zawodowego fotografa. 🙂

    Reply

Leave a Comment