Ostatnio nie śpię, bo obmyślam nowe strategie – co zrobić, by oszukać algorytm Facebooka. Spędza mi sen z powiek także nieszczęsny shadowban, który od kilku dniu „siedzi” w moim Instagramie. Rozkładam ręce patrząc na trendy na Twitterze. W sumie to czasem mam dość social media… Mówią zawód przyszłości, bądź ninja, a może jednak w branży jest już przesyt specjalistów od „fejsbuków”? Osobiście czasem mam dość ciągłego kombinowania nad nie wiadomo czym i nie wiadomo jak. Ciągle te utarte schematy, bitwa na szybkość w real time marketingu i cykle niepowodzeń kampanii, które miały wyrwać z butów, a jednak najlepsze okazały się standardowe rozwiązania. Z drugiej strony jednak zbilansowana strategia niczym dieta prosto od specjalisty i sypiące się pod „lolcontentem” lajki. Ach, jak ja czasem lubię patrzeć jak statystyki szybują w górę niczym samolot. Chciałoby się do niego wsiąść, polecieć prosto do „Pana Cukierka” i powiedzieć mu co sądzi się o jego ciągłym kombinowaniu. To jednak nic nie da. Mimo, że chciałoby się rzucić te statystyki, contenty, algorytmy przychodzi taka myśl, jak ostatnio podczas 3-minutowej awarii Facebooka – ale co ja bym robiła jakby nie internety? Potem się uspakajam, robię swoje najlepiej jak potrafię i wiesz co, są nawet efekty! Niesamowite, a jednak.
Jednak dziś nie chce się użalać, ani nic z tych rzeczy, bo naprawdę i szczerzę lubię moją pracę i ścieżkę, którą wybrałam. Mogłam być dziennikarzem lub sprzedawcą, ale internet jest lepszy. Tak po prostu! Fascynuje i zaskakuje. W ten weekend trafił mnie news niczym strzała amora! Scrolluje Facebooka i patrzę na nagłówki „Idzie alternatywa dla wielkiej trójki”, „Instagram może się już chować”, „Szykuje się przełom w social media”. Zainteresowana kliknęłam i oto przede mną pojawiła się magiczna aplikacja – VERO!
Zgadnij ile czasu zajęło mi od przeczytania „specyfikacji” na stronie do założenia konta? To był impuls, moment i już rozpoczęłam rejestrację. A tak serio to miałam trochę czasu, bo jechałam na trasie Łódź – Poznań, a że nie mogłam zasnąć uznałam, że może warto odkryć nową stronę internetu.
VERO, założyłam ten magiczny wynalazek w celach czysto naukowych. Po tym przydługim wstępie zapraszam do odkrywania innej rzeczywistości social media bez zasięgów, algorytmów i strategii.
Zrób ten pierwszy krok. Załóż konto.
Aplikację pobrałam na iPhona, bo chciałam być typowym hipsterem. Rozpoczęłam od „załóż konto”, uzupełniłam dane: nazwa, adres e-mail, numer telefonu, ustaliłam hasło. Banalnie proste. Zatem czas lecieć dalej. Nie przyszedł e-mail rejestracyjny, a weryfikacja odbyła się kodem weryfikującym przesłanym przez Vero za pomocą sms. Error!
Po długich próbach i „registration error” konto śmiga. Raczej śmigało idealnie w pierwszy dzień. Weryfikacja oczywiście się nie udała, ale trudno, działa. Mówią, że jeśli coś jest głupie i działa to nie jest głupie. Tej teorii się trzymam, chociaż boje się o swoje dane osobowe i zdjęcie. Weryfikacja jest dosyć słabo przemyślana. Nie próbowałam się jeszcze wylogować (boję się braku możliwości powrotu i pozostawienia moich 10 znajomych i 1 followersa). Na dzień dobry na pewno odczuwam brak dwuskładnikowej weryfikacji. Joke. Na początku odczuwam brak bezpieczeństwa aplikacji. Jednak liczę, że „registration error” to takie śmieszkowe ujęcie „we are happy that you are with us!”.
Daje Vero szansę, Ty też daj!
Aplikację można pobrać z AppStore jeśli masz iPhone’a albo ze sklepu Google Play dla działających na Androidzie.
Rejestruj się szybko, ponieważ niedługo Vero ma wprowadzić opłaty! Nie wiadomo jeszcze dokładnie ile ma kosztować i w jakim modelu rozliczeniowym ma funkcjonować. Może okazać się, że będzie wymagała jednorazowej opłaty na start (może za symbolicznego dolara lub przysłowiową kawę), a może być usługą abonamentową. Twórcy swoją decyzję motywują faktem, że nie chcą atakować użytkowników reklamami, jak w standardowych mediach społecznościowych. Zatem płać człowieku za wolność! Brzmi w sumie całkiem logicznie, ale jak się sprawdzi w praktyce trudno mi na ten moment spekulować.
Jaką cenę zapłacisz za wolność? Kto i czy zarobi?
Co ciekawe, pierwszy milion użytkowników będzie mógł korzystać z Vero całkiem za free, później ma pojawić się oplata. Nie wiem ile użytkowników już posiada Vero. Pewne jest to, że sama załapałam się na pierwszy milion więc w całym tym świecie biliardów userów internetu czuję się w 1/ 1 000 000 wyjątkowa.
To jednak nie koniec zarobkowych możliwości. Twórcy aplikacji zamierzają zarabiać na rekomendacjach użytkowników. Czyli dajmy na to, że polecasz książkę, film, muzykę z poziomu aplikacji, a zostanie pobrana opłata. Stajesz się wtedy cichym influencerem na własnym profilu, ale to nie Tobie ktoś zapłaci. Czekam jednak na rozwinięcie i więcej szczegółów.
Dobra, ale co to jest to Vero?!
Z włoskiego słowo Vero oznacza Prawdę, dlatego Twórcy zapowiadają, że chcą być True Social. Tu można się zastanowić – po co mi Fejs, Insta i ćwierkanie, kiedy mogę mieć prawdziwy social w zasięgu kciuka. Tym bardziej, że przez trzy lata ma nie obowiązywać żaden algorytm, sama prawda i prawa publikacji. Twórcy aplikacji mówią też, że nie zbierają i nie monetyzują danych o użytkownikach. Tu zatem role mają się odwrócić – użytkownik nie ma być zwykłym produktem, jak to jest przyjęte w przypadku innych kanałów w mediach społecznościowych, a po prostu klientem lub prościej – partnerem.
Wiesz z czym to się je, czas na pierwszy wpis!
Dodawanie wpisów okazuje się być banalnie proste. Służy ku temu duży plus wpisany w koło. Po kliknięciu ukazuje się panel, który umożliwia nam dodanie typu treści, którą chcemy wrzucić na swój profil. Do wyboru:
- zdjęcie,
- link,
- muzyka,
- film/serial,
- książka,
- lokalizacja.
Może się wydawać, że to standard i nic odkrywczego, bo w sumie wszędzie mogliśmy coś takiego wrzucać tylko kategoryzacja na Facebooku n odbywa się podczas dodawania klasycznego wpisu przez oznaczanie zajęć, które się obecnie wykonuje.
Po wybraniu kategorii i napisaniu swojego wpisu czas przejść dalej. Tu można wybrać stopień prywatności wpisu ze względu na stopień „lubienia” swoich odbiorców. To znaczy, że można kierować komunikację do:
- bliscy przyjaciele,
- przyjaciele,
- znajomi,
- śledzący.
To tyle? Jednak nie…
Vero ma służyć do dzielenia się szczerością i prawdziwymi emocjami, budować bazy fantastycznych i wartościowych recenzji i podsumowań. Jednak tu trzeba się zastanowić, czy zmanipulowani sztucznością wpisów użytkownicy szybko się przestawią na szczerość i otwartość.
Możesz wyszukiwać treści na feedzie. To Ty decydujesz co i od kogo chcesz widzieć, a nie wstrętne algorytmy! Perfekcyjnie można byłoby rzecz. Możesz ustawić, że chcesz widzieć tylko filmiki, linki, zdjęcia, video, albo lokalizacje znajomych.
Taguj i wyszukuj po tagach. Brzmi znajomo, ale czego można było się spodziewać po hasztagach? Oczywiście, że muszą być – tak znajdziesz najciekawszy content i być może nowych przyjaciół.
Niedługo nie będzie mówić: „Na Facebooku posiadasz znajomych, na Twitterze nowych znajomych”, lecz „Fejsbuki, Twittery i inne instagramy to zakłamanie, czas na Vero i odkrywanie!”. Brzmi trochę jak dobra reklama programu podróżniczego! Czy to oznacza, że czas na podróż w sieć?
Nie brzmi to zbyt dobrze?
Może jest jedno ale..
Idziemy w szczerość, tak? No to czas na moją. Pierwszy status jaki wrzuciłam to zdjęcie nóg na walizce! Ba, byłam w podróży więc takie foto to przecież miód i kwintesencja człowieka-podróżnika, który na miejscu usiedzieć nie potrafi. Może dalej będę wrzucać słodkie kotki (damn, nie mam kotka). Może dalej będę wrzucać… No właśnie. Dziś chciałam się podzielić ebookiem, ale już nie działa. Wpis się nie ładuje, feed się nie ładuje, więc – Vero umarło u mnie śmiercią naturalną, ale zerknę czasem czy może naprawią. Póki co odświeżam apkę.
Także, polecam, ale nie ma czego! 😀
Tymczasem zapraszam na mój „profil” i życzę miłego korzystania. Have fun!
No Comments