City of stars

To niesamowite – 14 nominacji do Oscara, a na ekranie… Uprzedzam – będzie spojler w tej recenzji i to niejeden!

„La la Land” to opowieść o młodej,  początkującej aktorce i muzyku jazzowym,  który muzykę kocha tak na prawdę ponad wszystko. To musical na pewno niezwykły i zaskakujący,  który momentami bawi,  a w innych chwilach zachwyca subtelnością i czaruje samą historią. Chcąc uniknąć spojlerów i mojej promenady śmiechu i złotych myśli w tym miejscu musisz urwać czytanie, chyba, że mam zepsuć całą zabawę.

Tu pojawia się wiele lekcji i niezwykłych scen, które mi osobiście mocno utkwiły w pamięci.

Dziewczyny,  bo to nas się głównie tyczy –  kiedy wychodzisz na miasto w szpilkach nie bierz na zmianę butów do stepu,  bo się jeszcze przypadkiem zakochasz! Później to się dzieją  tylko gorsze rzeczy.  Randka z Twoim chłopakiem i jego rodziną okazuje się być tak samo wielką porażką jak stylówa jego brata, dlatego grzecznie wybiegasz, by zdążyć na początek filmu, który zaczął się trochę czasu temu. Na szczęście Twoje szybkobiegi naginają czasoprzestrzeń i zdążysz znaleźć ukochanego. Chwila… ale jak go znaleźć w tym dzikim tłumie. Stop, wcale go nie minęłaś. Tu wywrót oczami autorki tego tekstu. Wejdź przed ekran to szybciej go znajdziesz, a ludzie? Ich to nie rusza. Ok, będzie śmieszniej. Wyobraź sobie, że wkradacie się do Muzeum, bo przecież to romantycznie. Na szczęście dziś zapomniano włączyć alarm i wszystko jest do Twojej dyspozycji. Przed wejściem do planetarium zjedz grzybki halucynatyki, a zapewne poszybujesz do gwiazd! 

Dobra, dobra. Może i nabijam się z tej wzruszającej fabuły, jednak pojawiają się jeszcze lepsze perełki. Samo rozpoczęcie to fenomen! W Polsce, kiedy na drodze spotykamy korek to wszyscy klną jak szewcy. U naszych bohaterów zaczyna się musical! Dziewczyna śpiewa na środku ulicy, a ludzie z zachwytem dołączają do niej. Coś niesamowitego – chyba zrobię tak przy kolejnym korku na DTŚ-ce.

Jak jesteśmy już przy samochodach.  Pokaż mu faka, hejtuj, aż w końcu wpadniesz w jego ramiona. Po drodze zgub jeszcze samochód, najlepiej ze dwa razy. A! Miłości nie pobudza nic tak, jak soczysty klakson samochodu – nie ważne gdzie użyty.

Nasza główna bohaterka posiada hipnotyzujące oczy.  Niesamowicie duże idealnie odciągnące wzrok widzą od sylwetki aktorki.

Najgorszy jest fakt,  że bohater to zdecydowanie urodziwy mężczyzna,  który idealnie wpisuje się w standardy męskiego kanonu urody – twarz księcia z bajki jednak z kilkudniowym zarostem. I te garnitury! Niestety,  po 5 latach ten przystojniak okazuje się być tylko zwykłym Sebą, nawet grając „Miasto gwiazd”.

Wiele szacunku za dopracowanie kostiumów i scenografii.  Ubrania z lat 80 i te klimatyczne samochody + I Phone w ręce bohaterki.  Ktoś chyba pomylił plany zdjęciowe lub zapomniał,  że podczas kręcenia selfie się nie robi.

Na koniec jednak podsumuję ten film, który z bólem serca i mimo moich chamskich komentarzy (za które przepraszam) muszę stwierdzić, że film jest dobry. Świetna praca kompozytorów, genialny dobór kostiumów, scenografii i niebanalnego scenariusza. Momentami chciało się powiedzieć „mózg na ścianie!” Historia jednak toczy się dalej. Co ważniejsze „La la Land” jest tak na prawdę pewnym wzorcem ludzkich zachowań.

Jednym z nich jest mowa o marzeniach.

Miej marzenia – nawet bardzo dużo, bo przychodzi w życiu taki czas, że spełniasz je i mimo początkowych utrudnień i zwątpień, pniesz się na sam szczyt. Jednak pamiętaj – będąc muzykiem jazzowym możesz zrealizować marzenia, jednak szczęścia musisz szukać gdzieś indziej. Dlaczego? Dlatego właśnie warto obejrzeć ten film w całości!

Teraz tak całkiem na poważnie – polecam! Świetna odskocznia od standardowego kina, alternatywa dla tych, którzy już mają dość kolejnych komiksów na ekranie, udawanej miłości, filmów z happy endem. „La la Land” czaruje widza swoją „innością”, oderwaniem od rzeczywistości i niezwykłym dystansem do tak delikatnych tematów jak miłość, pasja i marzenia.

PS.  Więcej tego nie obejrzę! 🙂

No Comments

Leave a Comment