Administracja publiczna w mediach społecznościowych

Media społecznościowe wkradły się we wszystkie sfery życia. Zastąpiły ludziom tradycyjne spotkania i rozmowy, markom otworzyły nowe drogi promocji i pozyskiwania klientów, a administracji publicznej… zapewniły dodatkowy kanał komunikacji z interesariuszami. Dla niektórych to całkowita nowość, inni zaś dosłownie zostali pochłonięci internetową rewolucją. Powstało już kilkadziesiąt różnych opracowań dotyczących wykorzystania technologii w administracji, mi jednak w ręce wpadła jedna, która stała się inspiracją do zmiany tematu licencjatu i podjęcia własnych badań nad tym zagadnieniem.

„Administracja publiczna w mediach społecznościowych” autorstwa Rafała Guzowskiego zdecydowanie nie powstała przypadkiem! To napisana lekkim piórem, pełna merytorycznych stwierdzeń książka pokazująca prawdziwe oblicze administracji i jej miejsca w nowych mediach. Dziś już telewizja, radio, ani nawet prasa nie są tak ważne jak Internet. Młodzi, nieco starsi, seniorzy – praktycznie wszystkie grupy wiekowe znajdują swoich przedstawicieli w sieci. Jedni są na Facebooku, Twitterze, Instagramie, inni pytają wujka Google o pomoc. W sieci roi się od zapytań: „Jak wypisać wniosek o dowód osobisty?”, „Gdzie najbliższa apteka?”, „imprezy w mieście” i tysiące innych fraz związanych z załatwianiem spraw przez lokalnych mieszkańców (i nie tylko), jak również tych szukających rozrywki.

14826332_1122058001203279_148136002_n

Książka kierowana jest dla wszystkich urzędników, pracowników administracji, pasjonatów mediów społecznościowych, ale także tych, którzy chcą zrozumieć dlaczego ważne jest prawidłowe komunikowanie, przygotowywanie notek prasowych, a przede wszystkim funkcjonowanie jednostek i podmiotów administracji w Internecie. Mówi się, że w sieci znajdziemy nawet małpę przy komputerze, a na Facebooku „każdy głupi być może”. Przekaz marka – użytkownik jest jednak znacznie ważniejszy. Tym bardziej dobry i pożyteczny przekaz.

Jaka jest więc książka Pana Rafała? Prowadzi czytelnika przez wszystkie obszary mediów społecznościowych. Wiele osób uznaje, że to tylko portale społecznościowe. Pojęcie to jest jednak znacznie większe i obejmuje ogół pojęć związanych z wykorzystaniem technologii internetowych i mobilnych. To zostało doskonale zobrazowane w książce. Czytelnik poznaje czym charakteryzuje się BIP (Biuletyn Informacji Publicznej) i czym różni się od strony www urzędu gminy/miasta lub innej jednostki administracyjnej Dowiaduje się po co powstają platformy, które niestety wciąż są mało wykorzystywane i niezrozumiałe dla przeciętnego mieszkańca jak ePUAP i SEKAP.  Tu od razu dowiadujemy się, że e-urzędnik nie ma zastąpić człowieka i dać mu więcej czasu na wypicie kawy, a jego działanie ma zwiększyć pole manewru w codziennych obowiązkach, a także pozwala zacieśnić relacje z kontrahentem. W końcu dowiadujemy się całej prawdy o e-urzędach. Pierwsza część książki tak na prawdę pokazuje, jak bardzo technologia pomaga w codziennej pracy urzędnikom, a interesariuszowi pozwala łatwiej załatwić odpowiednią sprawę i  skrócić wieloetapowy proces urzędowej biurokracji.

W końcu jednak należy przejść dla tematu dla mnie najważniejszego – portale społecznościowe. Autor w bardzo lekki sposób pokazuje specyfikę działań na Facebooku, Google + i Twitterze. Moim zdaniem Google + to przeżytek i dziś nie jest dobrym przykładem gracza w przekazie medialnym. Brakuje mi także Instagrama, jednak książka powstała ponad 2 lata temu, a od tamtej pory wiele się zmieniło. Tu autor porusza obszar działania, język komunikacji i sposób przekazywania informacji. Przedstawia też ważny problem, czy warto komunikować do jednostki czy lepiej do ogółu Wszystko pokazane jest na przykładach, które świadczą o skuteczności przekazu informacji za pomocą mediów społecznościowych. Tu wyciąga się ważny wniosek – dobry komunikat to komunikat krótki, ale treściwy!

Tu mogę doczepić się braku aktualności pewnych danych i „tipów” autora. To jednak zdecydowanie zostało spowodowane czasem w którym książka została wydana, ale o tym wspominałam już wcześniej. Od tamtego czasu algorytmy drastycznie pozmieniały się, zaczęto stosować nowe sposoby na pozyskiwanie „lajków”, a w internecie pojawiło się wielu nowych „graczy”.

Warto też pamiętać,  że istotną kwestią w działaniu w sieci jest przestrzeganie praw autorskich i wszelkich ustaw. Co z tego, że komunikaty będą doskonałe, jeśli następnego dnia dowiemy się, że została złamana ustawa o wykorzystywaniu wizerunku? Moim zdaniem to bardzo ważny element tej książki, którego nie powinno się pomijać w opracowaniach tego typu.

Pan Rafał zwrócił też uwagę na fakt, że w sieci buduje się bardzo wzorowe postawy społeczeństwa obywatelskiego. Tam jest łatwiej wypowiedzieć  swoje zdanie, znaleźć osoby, które je popierają i razem tworzyć społeczności. To zjawisko odnosi się szczególnie do osób młodych. Nic dziwnego, że nie mogło w tej książce zabraknąć przykładu buntu, który w 2012 roku rozpoczął się w Internecie, po czym przeniósł się na ulicę miast. Tak, mowa tu o ACTA. Gdyby spojrzeć na dzisiejsze realia rzecz jest ta sama. Każde niezadowolenie wyraża się w sieci, następnie odbywają się protesty, które mają zmienić decyzję władz. Idzie to także w pozytywną stronę – „dobra decyzja” = pozytywny odzew w sieci. Politycy i urzędnicy także mogą dowiadywać się o potrzebach obywateli właśnie z sieci. Jak? Ludzie komentują, żalą się i wyrażają opinię – wystarczy je wyłapać, by w odpowiedni sposób je wykorzystać. Wykorzystanie tych informacji i ciągłe analizy mogą dać tylko jedno – wirusowe zasięgi naszego contentu!

Ostatnim tematem, który bardzo dobrze przedstawił Pan Rafał jest zdecydowanie kwestia oddawania profilu firmowego agencji marketingowej. Zamknięcie urzędników na nowości jest niestety powszechnym zjawiskiem… Udowodnił to fakt, jak wiele urzędów i instytucji korzysta z usług agencji marketingowych, ponieważ po prostu nie radzi sobie z promocją swojej działalności. Proces postępuje do tego stopnia, że wydziały promocji przestają działać i oddawane są w ręce marketingowców. Z własnego doświadczenia wiem, że podejmowanie takich kroków nie jest działaniem niezbędnym. Osoba prowadząca profil miejski powinna w sumie posiadać dwie cechy: znać podstawy działania w mediach społecznościowych i być po prostu dociekliwym. Ważna jest także kreatywność – to jednak da się pobudzić u każdego. Ile to kosztuje? Miesięcznie od 1 500 zł (na tamte czasy). Dziś agencje życzą sobie nawet 3  tyś i więcej. Jednak są plusy – możliwość reklam płatnych, dodatkowe płatne usługi, których wdrożenie często okazuje się być bardzo trudne.

14872413_1122057927869953_1532226727_n

Jaka jest moja ogólna opinia dotycząca książki? To zdecydowanie jedno z najlepszych opracować naukowych, które do tej pory czytałam z zakresu administracji publicznej i jej wykorzystania w promocji. Mimo upływu czasu wciąż posiada uniwersalne modele działania w mediach społecznościowych. Otwiera czytelnikowi oczy na realne problemy z którymi wciąż boryka się administracja publiczna i mimo upływu lat wciąż nie do końca może sobie z nimi poradzić (mowa tu o prowadzeniu kont w mediach oraz poprawnym funkcjonowaniu stron). Myślę, że Pan Rafał powinien zastanowić się nad zaktualizowaniem pewnych danych i wydać kolejną książkę, lub po jakiś czas wypuszczać do sieci aktualne raporty.

Otrzymałam tę książkę w pierwszych tygodniach nowej pracy i zdecydowanie ujpomogła mi przebrnąć przez kilka procedur i ograniczeń związanych z promocją mojego miasta. Panie Rafale, gratuluję bardzo dobrej, lekkiej i luźnej książki, którą czyta się bardzo szybko i miło. Nie jest to kolejny głaz, który jedyne na co się nadaje to do podparcia innych książek na półce lub kiwającego się stołu. To raczej podręcznik osoby znającej się na temacie i chcącej przekazać pasję czytelnikowi, a nie zanudzić go i zniechęcić do tematu. Otwiera oczy, skłania do podjęcia własnych badań i samodzielnej pracy nad tematem.

To wydanie oceniam na mocne 4,5 na 5, co w uniwersyteckiej ocenie jest dobrym dokonaniem. Dziękuję i gratuluję.

Tymczasem wracam do pisania swojego opracowania zwanego roboczo „Administracja publiczna w mediach społecznościowych”, czyli innymi słowy do mojej pracy licencjackiej! 🙂

No Comments

Leave a Comment